Twory wyobraźni.

Kryminał

„Podejrzane zabójstwo” cz.4

Czy to naprawdę nie może być już koniec tej krótkiej jak większość stosunków Olafa historii? Najpierw staruszka zabita przez właściciela sex-shop’u, a teraz złodziej pierścionka, eh. Bohaterowie ruszyli do siedziby w celu sporządzenia portretu pamięciowego mężczyzny, rzekomego wnuczka babuszki, którego widziała Katia. Usiadła wygodnie na przeciwko rysownika i z pełnym skupieniem rzekła.

  • Wysoki na około metr dziewięćdziesiąt brunet, przeciętna budowa ciała, w porównaniu do Olafa był… Dosyć mizerny. Wyglądał zwyczajnie ale udało mi się zauważyć jego tatuaż albo znamię na szyi, sama nie wiem – rzekła.
  • Jak wyglądało to coś na jego szyi? – spytał rysownik.
  • To wyglądało jak róża… Albo kotwica? Hm, a może kot…
  • Bądź poważna, proszę Cie.
  • Dobra, to była kotwica – przyznała niechętnie – Już nawet sobie żartów nie można z Was robić, sztywniaki.
  • Dobra, a co z jego twarzą?

Kobieta wymieniła cechy, które nijak nie wydawały się jej podejrzane ani wspólne z kimś innym. Krzaczaste brwi, kwadratowa szczęka, duże, niebieskie oczy, wystające kości policzkowe i duże, bardzo duże usta. Gdyby nie to, że był bardzo mizernym facetem mogłaby rzec, że był podobny do…

Zaraz, przecież na rysunku wyszedł Olaf w wersji, która nie jadła steków w dzieciństwie i nie wyrosła na przerośniętego goryla!

Mężczyzna ulotnił się z siedziby w chwili gdy Katia poszła do rysownika. Zabrał oczywiście ich samochód i zniknął, zupełnie wyparował. Kobieta starała się do niego dodzwonić ale bez skutku – wyłączył telefon.

  • Co ten kretyn robi? Gdzie on jest? – syknęła.

Pożyczyła auto jednego z ekspertów, który zgodził się niebezpośrednio pomóc w poszukiwaniu Olafa. W zamian Katia zostawiła mu notatkę pisaną na kolanie. Olaf jest w to zamieszany, jeśli nie wrócę w ciągu godziny wyślij wsparcie na adres denatki, nie żartuję. Pierwszą myślą Katii była cukiernia z jego ulubionymi eklerkami ale przecież jedli je niedawno i pomyślała, że przecież Olaf nie jest aż takim grubasem. Nie chciała myśleć o drugiej możliwości ale posłuchała swojej intuicji i pojechała w miejsce, w którym znaleźli staruszkę – do domu denatki.

Niemalże wyważając drzwi wparowała do środka i zobaczyła jak Olaf siedzi na sofie z pierścionkiem w ręku.

  • Czy to jest..? – spytała niepewnie.
  • Tak, to jest pierścionek ofiary – powiedział pewnie.
  • Skąd go masz? Co tu robisz? Kim był ten mężczyzna, który wychodził z budynku? No już, gadaj!
  • Ehh… – mruknął Olaf. – Pracujemy ze sobą już jakiś czas i domyśliłem się, że prędzej czy później połączysz kropki. Tak, to był mój brat. Podobny, prawda?

Katia wyciągnęła broń i bez wahania zaczęła celować w stronę Olafa. W jej głowie doszło do czegoś niespotykanego – tysiące myśli, setki wątpliwości i jedno, najważniejsze pytanie… Czy Olaf jest zamieszany w to wszystko?

  • Zapewne myślisz czy jestem w to wszystko zamieszany. Tak i nie! – mruknął pod nosem.
  • Jakie, kurwa, tak i nie?! Tłumacz się, natychmiast!
  • Nie mam z czego – powiedział wyciągając swoją broń – Spróbuj do mnie strzelić, śmiało.

Katia strzeliła w sufit. W jej broni nabite były ślepaki. Olaf wykorzystał moment i zamienił ich pistolety w cukierni kiedy to oboje zajadali się tymi przepysznymi eklerkami. Olaf bez wahania wyciągnął swoją broń i oddał strzał… W nogę Katii.

  • Głupio wyszło… Moja wypłata bywała nieco za mała, a ta starucha była dosyć dziana i ufna zarazem więc nie było ciężko zrobić ją „na wnuczka” – zaśmiał się.

Olaf oddał drugi strzał, tym razem w ramię kobiety. Ta nie wydała z siebie niz poza głuchym krzykiem bólu i zawodu, który odczuła. Pomyślała, że skoro i tak zginie to spróbuje wpędzić swojego „partnera” w poczucie winy.

  • Jak mogłeś mnie zdradzić? Jak mogłeś dopuścić się zabójstwa? – spytała ledwo trzymając przytomność.
  • Zdradzić? Pomogłem Ci dojść do tego kto to zrobił! Zabić? Przecież to nie ja zabiłem – puknął się w czoło.

Mężczyzna wycelował swój pistolet w stronę Katii gdy nagle w domu rozległ się huk wypadających z zawiasów drzwi.

  • Na ziemie! – krzyknęli policjanci.
  • Ach, fakt… – wydusił z siebie Olaf.

Korytarz był na tyle ciasny, że zanim funkcjonariusze dobiegli do mężczyzny w celu obezwładnienia go, ten już leżał na ziemi z przebitą przez dziewięcio-milimetrową kulą czaszką. Olaf popełnił samobójstwo w miejscu, w którym nie tylko on ale i jego brat oraz właściciel sex-shop’u dopuścili się czynów okrutnych, niemiłosiernych i godnych potępienia.

Katia została zabrana do szpitala i należycie opatrzona, akcja policji zakończyła się w momencie gdy kilka przecznic obok brat zmarłego już Olafa próbował zweryfikować czek, który od niego dostał.

Kilka lat odsiadki dla mężczyzny jest niczym w porównaniu do krzywd, które zapewnili zmarłej kobiecie ale i Katii, która do zawodu detektywa zapewne już nie wróci…

 

 

 

 

  • Widzisz, bycie dwulicowym i zepsutym moralnie nie popłaca! – powiedziała Katia do swojego dorosłego już syna Oskara.
  • Mamo, czy to przypadkiem nie jest opowieść, którą napisał tata? – zaśmiał się.
  • Ehh… Olaf, Twój syn nabija się z Twoich nieudolnych umiejętności pisarskich! A, i mówi, że byłeś żałosnym czarnym charakterem, który nic tylko by mącił i jadł eklerki! – zaśmiała się puszczając oczko do syna.
  • A uciął Ci ktoś kiedyś palec? Oddawaj pierścionek!

Historia, którą napisał mąż Katii i ojciec Oskara nie miała miejsca, to jedynie wymysł jego wyobraźni i chęć zainteresowania młodego światem kryminalistyki.

Sci-Fi / Fantasy

„Wirtualny realizm” cz.1

Aaron spakował podręczniki, które były mu potrzebne na dzisiejsze zajęcia, zgarnął kromkę chleba posmarowaną nutellą i wybiegł z domu – jak zwykle – spóźniony. Po drodze miał spotkać się ze swoją rówieśniczką, dziewiętnastoletnią Raex, która również uwielbiała się spóźniać. Ich miasto nie było zbyt duże, w Abordeen mieszkało nieco ponad trzydzieści tysięcy osób, z których oczywiście większość stanowili młodzi dorośli, którzy nie widzieli przyszłości dalszej niż dwa dni w przód. Chłopak niczym się nie wyróżniał – krótkowłosy brunet, na którego nosie trzymały się lekko zniszczone okulary. Jego posturę dało się opisać jako szczupłą, przeciętną i niewyjątkową. Aaronowi brakło już tchu w piersi, aż nagle w oddali spostrzegł spoglądającą na telefon Raex, która wyraźnie się niecierpliwiła. Dziewczyna wyjątkowo nie chciała się spóźnić na zajęcia, które były dla niej wyjątkowe gdyż za ich pomocą mogła uzewnętrznić swoje uczucia. 

  • Raeeeeex! – krzyczał Aaron resztkami sił. 
  • Bujaj się, spóźnialski! – odkrzyknęła Raex – Przecież mamy zajęcia z tradycji i historii gier, nie chcę się na to za bardzo spóźnić. 

Mężczyzna dobiegł do niej łapczywie zgarniając każdy możliwy gram powietrza do swoich płuc. Oboje uczęszczali do szkoły, która swoją nieprzeciętną nazwą – Od gracza do GRACZA – przyciągała wielu młodocianych amatorów gier komputerowych oraz wirtualnej rzeczywistości. Od miejsca ich spotkania dzieliło ich dosłownie dziesięć minut do drzwi placówki więc nad niczym się nie zastanawiając oboje wzięli nogi za pas i zaczęli biec w jej stronę. Gdy już dotarli w pobliże budynku zauważyli trójkę swoich przyjaciół : Harrin’a, Zoris oraz jej siostrę bliźniaczkę Zutris.  

  • Patrzcie kto prawie niezdążył na zajęcia – powiedziały głośno bliźniaczki wystawiając język. 
  • Daj im spokój, pewnie grali do samego rana – burknął Harrin. 

Bliźniaczki wyglądały jak zwykle bajecznie. Ubrane w te same spódniczki oraz topy, których jedynie kolory pomagały je odróżnić od siebie. Długowłose brunetki o ciemnych jak noc oczach, których wygląd nie pozwalał im na bycie skromnymi. Wysokie, o sylwetce modelki, których największym atutem mimo wszystko był anielski głos. Aparycja Harrin’a sprawiała wrażenie, że ów mężczyzna jest półgłówkiem. Nic bardziej mylnego, chłopak był ponadprzeciętnie inteligentny, a jego wewnętrzna czułość i delikatność potrafiła zadziwić nawet jego najlepszych przyjaciół, całą paczkę.  

  • Długo mamy jeszcze na Was czekać? – zaśmiał się Aaron. 
  • Wybiję Ci kiedyś te Twoje prześliczne ząbki – uśmiechnęła się Zoris. 
  • Zrób to, a wyrwę Ci ręce – burknęła Raex. 

Cała ekipa w końcu się zebrała i mogła pójść na wyczekujące na nich zajęcia. Na korytarzu placówki były tłumy. Od ludzi, którzy dopiero zaczynają edukację przez weteranów, którzy ją kończą aż po nauczycieli, którzy śmiało i z ochotą dzielą się swoją obszerną wiedzą. Jeszcze przed salą Harrin zdołał złapać Aarona za ramię i odciągnąć na bok. 

  • Zauważyłeś, że Raex jest w Tobie zakochana, prawda? – spytał. 
  • Raex? We mnie? – zaśmiał się Aaron – No chyba sobie jaja robisz! Przecież ona jest dla mnie jak siostra! 
  • Może ona dla Ciebie tak ale Ty dla niej jesteś kimś więcej. Widzę jak czasem na Ciebie patrzy, jak się uśmiecha. Nie obchodzi mnie czy coś do niej czujesz czy nie ale jeśli ją zranisz to dziś wieczorem będziesz zbierał swojego awatara z cmentarza jakieś… Tysiąc razy. 

Mężczyźni weszli do sali, w której odbywały się zajęcia. Po przeprosinach za spóźnienie zajęli swoje miejsca i wzięli się za robotę. W głowie Aarona nastał mętlik po tym co powiedział mu jego przyjaciel. Przecież to niemożliwe – pomyślał.  

Lekcja trwała w najlepsze, Raex czuła się jak ryba w wodzie, bliźniaczki ze względu na swoją niezbyt rozwiniętą wyobraźnie nie potrafiły wymyślić żadnego konkretnego dialogu natomiast Harrin bardziej skupiał się na zabawie swoim naszyjnikiem aniżeli na tym co dzieje się na zajęciach. 

  • Wiecie, że całe LORE musicie oddać w przyszłym tygodniu, prawda? Nasz projekt ma objąć wszystkie Wasze pomysły, połączyć je w całość i stworzyć oprawę do gry, którą graficy już skończyli programować. To nie jest byle jaki projekt, jesteście grupą, która jako pierwsza przyczyni się do wydania gry MMO na platformę obsługującą wirtualną rzeczywistość. A teraz szybko, bierzcie się za robotę, nie mamy czasu! – krzyknął nauczyciel. 

W roku 2081 technologia była już na tyle rozwinięta, że nie było najmniejszego problemu z połączeniem mózgu człowieka do wirtualnego świata i przeniesienia tam całego człowieka, a raczej tysięcy ludzi. Gry MMO charakteryzują się ogromnym światem z równie wielką historią oraz tym, że w jednym czasie potrafią się w niej bawić tysiące ludzi. Dokonania cywilizacyjne pozwoliły na wynalezienie urządzenia, które nie tylko przenosiło wzrok i świadomość do wirtualnego świata ale również wszystkie uczucia, takie jak głód, zimno, ból czy zapach mogły być w nim zawarte. 

Po odbytych już zajęciach cała paczka zebrała się przed szkołą. 

  • To jak, może pójdziemy do Harrin’a i się odstresujemy? – rzuciły bliźniaczki. 
  • Wolałbym nie, ostatnio jak u mnie byłyście to bałagan sprzątałem przez tydzień! – krzyknął mężczyzna. 
  • Niech każdy z nas pójdzie po prostu do siebie, spotkamy się o wyznaczonej godzinie w Karczmie pod Młotem i tam zaplanujemy co będziemy dziś robić. – powiedziała Raex. 
  • Doskonały pomysł, to na razie! – dopełnił Aaron i ruszył w stronę domu zostawiając swoich znajomych. 

Formą odstresowania się, o której mówiły bliźniaczki była oczywiście jedna z najpopularniejszych gier MMO na rynku, w której to ludzie mogli przenosić się dzięki ów technologii. Nic nie wskazywało na to, że ten wieczór ma się różnić od wszystkich innych, które wcześniej ze sobą spędzali. Los miał niestety nieco inny plan dla naszych bohaterów, a wszystko miało zacząć się w Karczmie, która znajdowała się w ich ulubionym, wirtualnym świecie…

Codzienność

Fonetyka niemiecka – przedmiot widmo.

Jak to jest, że wszędzie jest lepiej niż tu gdzie w danym momencie jestem? Nasza piękna bydgoska uczelnia (a może sam wydział) zawiodła dziś nas – studentów – kolejny raz!

Przygoda zaczęła się od tego, że wraz z Lożą (Kapi, Zuu i ja) przychodzimy zmęczeni życiem na uczelnie i kierujemy się w stronę sali w celu zajęcia najlepszych miejsc (na samym końcu sali żeby móc umierać w spokoju). Po drodze, a w zasadzie pod samą salą widzimy grupkę ludzi z naszego roku i pewną Panią, która zawzięcie się z nimi wykłóca. Podeszliśmy bliżej i usłyszeliśmy jedynie fragment ich dialogo-kłótni : CZEMU NIE POJAWILI SIĘ PAŃSTWO NA MOICH ZAJĘCIACH ANI RAZU PRZEZ OSTATNIE TRZY TYGODNIE?!

Podchodzę bliżej, patrzę na reakcje ludzi i jedyne na co było mnie stać to jedno wielkie : HE, COŚ SIĘ ODWALIŁO.

Mądre, nie? Cóż, ja już tak mam, a szczególnie z samego rana ;_;

Co się okazało? Wyszło na to, że nasz ukochany planista, który razem z innymi organami jest odpowiedzialny za ułożenie i udostępnienie nam planu oraz monitorowanie przebiegu rejestracji na zajęcia. Przedmiot, o którym piszę to fonetyka niemiecka, której na kochanym USOSie w dniu rejestracji (oraz dalszych tur) NIE BYŁO!

Czaicie? Przyszła do nas Pani z pretensjami, że nikt nie chodzi na jej nieistniejące zajęcia! Najlepsze jest to, że rzekomo miały odbyć się one już 2 października (mamy kuźwa 17!) i ona dopiero dziś – po trzech tygodniach nieobecności 40 osób – przychodzi i mówi, że coś jest nie halo.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jej przedmiotu nie da się jakkolwiek wcisnąć w nasze plany zajęć, które i tak są już wypchane po brzegi.

I weź tu, studencie, który ledwo żyjesz o tej porannej godzinie, zrozum co tu się właśnie zadziało i jak tą zagwozdkę rozwiązać.

 

No nie polecam no, no ani trochę no.

 

Codzienność

Nigdy przenigdy nie… – czyli przygoda z „never have I ever”.

Znacie to uczucie kiedy z paczką znajomych idziecie na piwo do parku między wykładami? Jeśli nie – żałujcie! Dziś był właśnie taki dzień kiedy Kapi, Zuu, Karol (nowy nabytek) i ja poszliśmy sobie do parku żeby jakoś spożytkować ponad trzy godziny okienka. Jeden z Panów uznał, że w sumie piwo jest całkiem dobrym wspomagaczem w siedzeniu w parku więc nie czekając długo, Karol i Kapi poszli do sklepu zaopatrzyć siebie ( i przy okazji nas w czteropak). Długo nie szukaliśmy miejsca do siedzenia, bo park jak to park, ma sporo ławek i… Trawy, na której można sobie klapnąć.

Po godzinnym gadaniu głupot i pieprzeniu bez sensu uznaliśmy, że zagramy w grę pod tytułem „Never have I ever…” czyli „Nigdy przenigdy nie zrobiłem/zrobiłem…”. Wiadomo, jak to studenci, którzy poczuli alkohol we krwi, nie czekaliśmy długo na durne pomysły z naszej strony. Zaczęło się niewinnie od pomysłów typu :

  • Nigdy przenigdy nic nie ukradłem,
  • Nigdy przenigdy nie całowałem/am się z kimś swojej płci,
  • Nigdy przenigdy nie spożywałem narkotyków,
  • Nigdy przenigdy nie podkochiwałem się w nauczycielce.

Z czasem jednak gra nabrała tempa, a pytania stawały się coraz bardziej niewygodne i krępujące…

No dobra, bardziej krępujące były odpowiedzi na nie ale niech będzie, że cały akt krępacji przypiszę tej grze.

Wpis ten skwituję kilkoma przykładami z dzisiejszej sesji „Never have I ever…”, a Was zostawię z ewentualnym niesmakiem po przeczytaniu ich…

  • Nigdy przenigdy się nie zmoczyłem,
  • Nigdy przenigdy nie byłem w trójkącie,
  • Nigdy przenigdy nie chciałem skrzywdzić zwierzątka (zwyrole),
  • Nigdy przenigdy nie miałem zbereźnych myśli o przyjacielu/przyjaciółce,
  • Nigdy przenigdy nie brałem/am udziału w grupowej orgii,
  • Nigdy przenigdy nie zdradziłem.

Cholerstwo wciąga i pozwala poznać swoich znajomych/przyjaciół od tej najpikantniejszej strony.

 

Polecam, ja.

Kryminał

„Podejrzane zabójstwo” cz.3

Minęły dwa dni od tego niezmiernie przełomowego odkrycia w śledztwie. W biurze detektywów, a w zasadzie przy biurku jednego z nich trwa zaciekła debata i snute są przypuszczenia odnośnie pochodzenia ów listu.

  • Olaf, a może to ten jej wnuczek, co? – spytała Katia.
  • Przecież w liście napisane było, że to nie on. Raczej by nie oczyszczał sam siebie, a już w ogóle nie wtedy kiedy go widzieliśmy i bez problemu możemy puścić list gończy – powiedział.

Śledztwo stanęło dosłownie w miejscu. Żadnych sąsiadów do przesłuchania, odcisków palców brak, narzędzia zbrodni są ale jedno z nich jest na tyle dziwne, że nie wiadomo co tak w zasadzie ono oznacza. Przekomarzając się, detektywi wpadli na pewien pomysł. W domu było wyjście do ślepej uliczki, a przeczucie podpowiadało im, że może tam się znajdować kamera. W końcu w ciemnych, ślepych uliczkach ludzie lubią gwałcić niewinne ofiary, prawda? Intuicja podpowiadała im by wrócili do sąsiedztwa, w którym miała miejsce zbrodnia i sprawdzili czy faktycznie znajduje się tam kamera.

  • Zbieraj się tłumoku, musimy coś sprawdzić – powiedziała Katia wystawiając język w stronę Olafa.

Jak powiedziała tak zrobili. Bohaterowie zapakowali się do auta i po kilkunastu minutach bezproblemowej drogi byli już na miejscu. Przechadzając się wspomnianą uliczką nie zauważyli nic podejrzanego. Kosze na śmieci, karton, który imitował dom bezdomnego. Wyglądało to dosłownie jak każdy inny zaułek w mieście. Kamera znajdowała się na górze ściany, która stanowiła ślepą uliczkę.

  • Ejjjj… To chyba należy do sklepu obok, prawda? – spytał Olaf.

Mistrz dedukcji miał rację. Obok znajdował się sex-shop, którego właściciel zamontował kamerę dla bezpieczeństwa – w końcu cały swój cenny sklep miał w dość nieciekawym sąsiedztwie z wylęgarnią gwałtów i innych potencjalnych zbrodni, oczywiście nie wciągając w to domu staruszki. Sklep jak to sklep, wibratory i inne narzędzia do masturbacji wywieszone wszędzie, od samych drzwi towarzyszyła bohaterom nieswoja aura sado-maso i BDSM.

  • Coś dla Państwa? Po posturze Pani partnera domyślam się, że lubi Pani nad nim dominować, mam rację?
  • Gdyby dało się zdominować tego goryla czymkolwiek innym niż eklerkami i piwem to na pewno bym się wyposażyła w ten ogromny, czarny i gruby… – wysnuła Katia.
  • Przyszliśmy tu w innym celu, durnoto – szepnął Olaf klepiąc Katię w plecy przerywając jej wywód – Czy moglibyśmy przejrzeć nagranie monitoringu sprzed ostatnich 72 godzin? – powiedział wyciągając odznakę.
  • Oczywiście, a coś się stało? – spytał sprzedawca.
  • Nie no, gdzie tam. Klaun morderca szaleje w okolicy, chcielibyśmy zobaczyć czy może nie kupił u Pana swojego stroju i jakichś cyrkowych gadżetów – syknęła Katia wskazując palcem na wielki kostium klauna znajdujący się za sprzedawcą.

Chwila, w której Katia zauważyła ów fragment asortymentu sklepu była kluczowa. Właściciel zaczął zachowywać się dosyć nerwowo, nieswojo. Mężczyzna diametralnie zmienił nastawienie z otwartego i ciekawskiego na oschłego i przestraszonego faceta, który najwidoczniej miał coś do ukrycia.

  • To jak, pokaże nam Pan te nagrania – powiedział stanowczo Olaf.
  • Jasne, konsola i komputer są na tyłach, proszę za mną.

Cała trójka ruszyła na tyły sklepu, mijając najdziwniejsze i najbardziej zmyślne gadżety erotyczne jakie tylko człowiek mógł wymyślić. Stroje wróżek, dentysty, lucyfera czy tygrysa nie dziwiły ich ani trochę ale jedna rzecz przykuła uwagę Katii najbardziej.

  • Przepraszam, czy te „niekończące się chusty” ktoś kupuje? – spytała wskazując na pęk kolorowych skrawków materiału splątanych ze sobą.
  • Skąd, nikt ich nie chce, miałem je wyrzucić ale jakoś nie miałem czasu. – odpowiedział nerwowo.

Bohaterowie wraz z właścicielem znaleźli się już przy komputerze, na którym niechętnie został udostępniony im plik z materiałem, który nagrała kamera. Przez pierwsze parę chwil Katia i Olaf chcieli już sobie odpuścić ale akcja zaczęła się rozkręcać. Z domu staruszki wyszedł nie kto inny jak właściciel sex-shop’u. Olaf złapał mężczyznę za jego fikuśny sweter z karykaturalnym rysunkiem męskiego przyrodzenia, a Katia uparcie wpatrywała się w ekran. Okazało się, że mężczyzna wychodząc ściągnął z obu dłoni rękawiczki i wyrzucił je do pobliskiego kosza na śmieci. Podejrzane, prawda? Kobieta zatrzymała nagranie i spojrzała na właściciela.

  • To miała być niewinna zabawa. Zapłaciła masę gotówki bym przyszedł do jej mieszkania i zabawił się w ero-klauna. Zdziwiłem się kiedy kazała mi napisać list o takiej treści ale uznałem, że może to część jej fetyszu – powiedział łamiącym się głosem.
  • Resztę wyjaśnisz na komendzie kolego, nie musisz nam się spowiadać – powiedział Olaf zakuwając podejrzanego w kajdanki.
  • Niech dokończy – rzuciła Katia.
  • Najgorszy był moment kiedy kazała mi wepchnąć sobie w usta tą chustę, którą Pani zauważyła. Nie chciałem jej zabić, naprawdę! Spanikowałem i uciekłem gdy zaczęła się dławić – wydusił z siebie płacząc.
  • No to sprawa chyba załatwiona, co? Możemy iść na eklerki? – szepnął Olaf do partnerki.
  • Jasne, spaślaku… – odpowiedziała.

Po niedługim czasie przyjechał radiowóz, funkcjonariusze zapakowali zabójcę do środka i odjechali. Jedna rzecz nie dawała Katii spokoju, a mianowicie odcięty palec.

Po krótkiej przerwie na eklerki detektywi otrzymali telefon z laboratorium z pytaniem o pierścionek. Jaki pierścionek, przecież żadnego tam nie było! Informacja, którą usłyszała Katia zmroziła jej nieco krew w żyłach.

W momencie gdy „złożyliśmy” palec z resztą dłoni dostrzegliśmy charakterystyczne wgniecenie na palcu. Pochodzi ono najprawdopodobniej od pierścionka, którego kobieta nie mogła zdjąć. Nie widzieliście tam żadnego?

  • Olaf pakuj się, to nie koniec zagadki – krzyknęła kobieta biorąc ostatniego gryza eklerki.