Sci-Fi / Fantasy

„Wirtualny realizm” cz.1

Aaron spakował podręczniki, które były mu potrzebne na dzisiejsze zajęcia, zgarnął kromkę chleba posmarowaną nutellą i wybiegł z domu – jak zwykle – spóźniony. Po drodze miał spotkać się ze swoją rówieśniczką, dziewiętnastoletnią Raex, która również uwielbiała się spóźniać. Ich miasto nie było zbyt duże, w Abordeen mieszkało nieco ponad trzydzieści tysięcy osób, z których oczywiście większość stanowili młodzi dorośli, którzy nie widzieli przyszłości dalszej niż dwa dni w przód. Chłopak niczym się nie wyróżniał – krótkowłosy brunet, na którego nosie trzymały się lekko zniszczone okulary. Jego posturę dało się opisać jako szczupłą, przeciętną i niewyjątkową. Aaronowi brakło już tchu w piersi, aż nagle w oddali spostrzegł spoglądającą na telefon Raex, która wyraźnie się niecierpliwiła. Dziewczyna wyjątkowo nie chciała się spóźnić na zajęcia, które były dla niej wyjątkowe gdyż za ich pomocą mogła uzewnętrznić swoje uczucia. 

  • Raeeeeex! – krzyczał Aaron resztkami sił. 
  • Bujaj się, spóźnialski! – odkrzyknęła Raex – Przecież mamy zajęcia z tradycji i historii gier, nie chcę się na to za bardzo spóźnić. 

Mężczyzna dobiegł do niej łapczywie zgarniając każdy możliwy gram powietrza do swoich płuc. Oboje uczęszczali do szkoły, która swoją nieprzeciętną nazwą – Od gracza do GRACZA – przyciągała wielu młodocianych amatorów gier komputerowych oraz wirtualnej rzeczywistości. Od miejsca ich spotkania dzieliło ich dosłownie dziesięć minut do drzwi placówki więc nad niczym się nie zastanawiając oboje wzięli nogi za pas i zaczęli biec w jej stronę. Gdy już dotarli w pobliże budynku zauważyli trójkę swoich przyjaciół : Harrin’a, Zoris oraz jej siostrę bliźniaczkę Zutris.  

  • Patrzcie kto prawie niezdążył na zajęcia – powiedziały głośno bliźniaczki wystawiając język. 
  • Daj im spokój, pewnie grali do samego rana – burknął Harrin. 

Bliźniaczki wyglądały jak zwykle bajecznie. Ubrane w te same spódniczki oraz topy, których jedynie kolory pomagały je odróżnić od siebie. Długowłose brunetki o ciemnych jak noc oczach, których wygląd nie pozwalał im na bycie skromnymi. Wysokie, o sylwetce modelki, których największym atutem mimo wszystko był anielski głos. Aparycja Harrin’a sprawiała wrażenie, że ów mężczyzna jest półgłówkiem. Nic bardziej mylnego, chłopak był ponadprzeciętnie inteligentny, a jego wewnętrzna czułość i delikatność potrafiła zadziwić nawet jego najlepszych przyjaciół, całą paczkę.  

  • Długo mamy jeszcze na Was czekać? – zaśmiał się Aaron. 
  • Wybiję Ci kiedyś te Twoje prześliczne ząbki – uśmiechnęła się Zoris. 
  • Zrób to, a wyrwę Ci ręce – burknęła Raex. 

Cała ekipa w końcu się zebrała i mogła pójść na wyczekujące na nich zajęcia. Na korytarzu placówki były tłumy. Od ludzi, którzy dopiero zaczynają edukację przez weteranów, którzy ją kończą aż po nauczycieli, którzy śmiało i z ochotą dzielą się swoją obszerną wiedzą. Jeszcze przed salą Harrin zdołał złapać Aarona za ramię i odciągnąć na bok. 

  • Zauważyłeś, że Raex jest w Tobie zakochana, prawda? – spytał. 
  • Raex? We mnie? – zaśmiał się Aaron – No chyba sobie jaja robisz! Przecież ona jest dla mnie jak siostra! 
  • Może ona dla Ciebie tak ale Ty dla niej jesteś kimś więcej. Widzę jak czasem na Ciebie patrzy, jak się uśmiecha. Nie obchodzi mnie czy coś do niej czujesz czy nie ale jeśli ją zranisz to dziś wieczorem będziesz zbierał swojego awatara z cmentarza jakieś… Tysiąc razy. 

Mężczyźni weszli do sali, w której odbywały się zajęcia. Po przeprosinach za spóźnienie zajęli swoje miejsca i wzięli się za robotę. W głowie Aarona nastał mętlik po tym co powiedział mu jego przyjaciel. Przecież to niemożliwe – pomyślał.  

Lekcja trwała w najlepsze, Raex czuła się jak ryba w wodzie, bliźniaczki ze względu na swoją niezbyt rozwiniętą wyobraźnie nie potrafiły wymyślić żadnego konkretnego dialogu natomiast Harrin bardziej skupiał się na zabawie swoim naszyjnikiem aniżeli na tym co dzieje się na zajęciach. 

  • Wiecie, że całe LORE musicie oddać w przyszłym tygodniu, prawda? Nasz projekt ma objąć wszystkie Wasze pomysły, połączyć je w całość i stworzyć oprawę do gry, którą graficy już skończyli programować. To nie jest byle jaki projekt, jesteście grupą, która jako pierwsza przyczyni się do wydania gry MMO na platformę obsługującą wirtualną rzeczywistość. A teraz szybko, bierzcie się za robotę, nie mamy czasu! – krzyknął nauczyciel. 

W roku 2081 technologia była już na tyle rozwinięta, że nie było najmniejszego problemu z połączeniem mózgu człowieka do wirtualnego świata i przeniesienia tam całego człowieka, a raczej tysięcy ludzi. Gry MMO charakteryzują się ogromnym światem z równie wielką historią oraz tym, że w jednym czasie potrafią się w niej bawić tysiące ludzi. Dokonania cywilizacyjne pozwoliły na wynalezienie urządzenia, które nie tylko przenosiło wzrok i świadomość do wirtualnego świata ale również wszystkie uczucia, takie jak głód, zimno, ból czy zapach mogły być w nim zawarte. 

Po odbytych już zajęciach cała paczka zebrała się przed szkołą. 

  • To jak, może pójdziemy do Harrin’a i się odstresujemy? – rzuciły bliźniaczki. 
  • Wolałbym nie, ostatnio jak u mnie byłyście to bałagan sprzątałem przez tydzień! – krzyknął mężczyzna. 
  • Niech każdy z nas pójdzie po prostu do siebie, spotkamy się o wyznaczonej godzinie w Karczmie pod Młotem i tam zaplanujemy co będziemy dziś robić. – powiedziała Raex. 
  • Doskonały pomysł, to na razie! – dopełnił Aaron i ruszył w stronę domu zostawiając swoich znajomych. 

Formą odstresowania się, o której mówiły bliźniaczki była oczywiście jedna z najpopularniejszych gier MMO na rynku, w której to ludzie mogli przenosić się dzięki ów technologii. Nic nie wskazywało na to, że ten wieczór ma się różnić od wszystkich innych, które wcześniej ze sobą spędzali. Los miał niestety nieco inny plan dla naszych bohaterów, a wszystko miało zacząć się w Karczmie, która znajdowała się w ich ulubionym, wirtualnym świecie…

Codzienność

Fonetyka niemiecka – przedmiot widmo.

Jak to jest, że wszędzie jest lepiej niż tu gdzie w danym momencie jestem? Nasza piękna bydgoska uczelnia (a może sam wydział) zawiodła dziś nas – studentów – kolejny raz!

Przygoda zaczęła się od tego, że wraz z Lożą (Kapi, Zuu i ja) przychodzimy zmęczeni życiem na uczelnie i kierujemy się w stronę sali w celu zajęcia najlepszych miejsc (na samym końcu sali żeby móc umierać w spokoju). Po drodze, a w zasadzie pod samą salą widzimy grupkę ludzi z naszego roku i pewną Panią, która zawzięcie się z nimi wykłóca. Podeszliśmy bliżej i usłyszeliśmy jedynie fragment ich dialogo-kłótni : CZEMU NIE POJAWILI SIĘ PAŃSTWO NA MOICH ZAJĘCIACH ANI RAZU PRZEZ OSTATNIE TRZY TYGODNIE?!

Podchodzę bliżej, patrzę na reakcje ludzi i jedyne na co było mnie stać to jedno wielkie : HE, COŚ SIĘ ODWALIŁO.

Mądre, nie? Cóż, ja już tak mam, a szczególnie z samego rana ;_;

Co się okazało? Wyszło na to, że nasz ukochany planista, który razem z innymi organami jest odpowiedzialny za ułożenie i udostępnienie nam planu oraz monitorowanie przebiegu rejestracji na zajęcia. Przedmiot, o którym piszę to fonetyka niemiecka, której na kochanym USOSie w dniu rejestracji (oraz dalszych tur) NIE BYŁO!

Czaicie? Przyszła do nas Pani z pretensjami, że nikt nie chodzi na jej nieistniejące zajęcia! Najlepsze jest to, że rzekomo miały odbyć się one już 2 października (mamy kuźwa 17!) i ona dopiero dziś – po trzech tygodniach nieobecności 40 osób – przychodzi i mówi, że coś jest nie halo.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jej przedmiotu nie da się jakkolwiek wcisnąć w nasze plany zajęć, które i tak są już wypchane po brzegi.

I weź tu, studencie, który ledwo żyjesz o tej porannej godzinie, zrozum co tu się właśnie zadziało i jak tą zagwozdkę rozwiązać.

 

No nie polecam no, no ani trochę no.

 

Kryminał

„Podejrzane zabójstwo” cz.1

  • Widziałaś tego gościa, których wychodził z budynku kiedy my wchodziliśmy? – spytał Olaf swoją partnerkę.
  • Nie specjalnie. Czy ja Ci wyglądam na taką, która ogląda się za każdym wysokim brunetem z charakterystycznym znamieniem na szyi? – spytała prześmiewczo.
  • No tak, jasne – burknął mężczyzna – zapomniałem, że jesteśmy detektywami.

Olaf wraz ze swoją partnerką Katią stali właśnie nad zwłokami starszej kobiety, której śmierć datowana była na około dwa dni wstecz. Oboje patrzyli co chwilę na zwłoki i na otoczenie, na cały pokój, w którym stali. Na początku nic dziwnego nie przykuwało ich uwagi do momentu, w którym Katia zauważyła pod poduszką leżącą na łóżku strzykawkę. W momencie, w którym ruszyła powolnym krokiem w stronę łóżka Olaf złapał ją za rękę i powiedział.

  • Ślepa jesteś? Chyba nie chcesz nas pozbawić tak ważnego dowodu jak ten palec, który prawie rozdeptałaś? – kiwnął głową w dół.

W miejscu, które wzrokowo pokazywał mężczyzna leżał palec. Rozszarpany, zupełnie jakby ktoś go dosłownie użynał brzeszczotem. Kobieta spojrzała na dół z obrzydzeniem ale mimo wszystko instynkt detektywa nakazywał jej założyć rękawiczkę, wziąć plastikowy woreczek i zapakować ów fant w celu dalszej ekspertyzy. W drodze do tej zupełnie zwyczajnej strzykawki na Katię czekały dodatkowe smaczki, które łechtały jej detektywistyczne ego w najbardziej nieprzyzwoity sposób. W szufladzie znalazła przytrzaśnięty zakrwawiony ręcznik, na jednym z kapci widać było ślady krwi, a na domiar złego o łóżko oparty był… Tępy, wyszczerbiony nóż.

  • Powoli zaczyna brakować mi tych zafajdanych woreczków. Olaf, może zechcesz podejść i mi tutaj pomóc, a nie stoisz wpatrzony w tego trupa jak pień?! – powiedziała z wyraźną w głosie pretensją.
  • Zajęty jestem, nie widzisz? – burknął.

W tym momencie Olaf uparcie przyglądał się zwłokom, które w jakiś niewyjaśniony sposób oddziaływały na jego zmysły. Nie mógł przestać patrzeć nie tyle na nie, co na sposób w jaki kobieta najprawdopodobniej zginęła. W jej usta wciśnięta była chusta, a w zasadzie kilka splątanych ze sobą, kolorowych chust. Czyżby zabójcą był popaprany klaun z wystrzępionym nożem? A może to facet, który wychodził z budynku kiedy detektywi do niego wchodzili? Żadna z tych dwóch możliwości nie mogła być przez Olafa zignorowana ale myśl o tym, że straszny psycho-klaun istnieje potrafi jednocześnie rozśmieszyć i przerazić.

  • W strzykawce jest jakiś płyn, nie chcesz może wdrożyć do śledztwa swojego nosa i poniuchać co w niej jest? – zaśmiała się Katia.
  • Wbiję Ci tą strzykawkę w tyłek jeśli nie przestaniesz mnie wkurzać. – szepnął Olaf.

Do bohaterów dobiegł podejrzany dźwięk, a w zasadzie huk z sąsiedniego pokoju. Oboje postawieni na równe nogi ruszyli w stronę hałasu. Nikt by nie zgadł, nie domyśliłby się, nie doszedł do tego, że w pokoju obok miało miejsce…

 

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.